Magnum - Here Comes The Rain (2024)


RYM: 3.20(113) AOTY: 60/100 (9)

23 albumy później, Magnum pokazuje, że wciąż trzymają poziom i styl - czy trwałe z lat 80 mają jednak wciąż rację bytu?

Magnum to zespół instytucja - 52 lata na scenie, 23 albumy, utrwalona pozycja na power metalowym podwórku. Jedni z najlepszych twórców pod względem kreacji utworów poruszających emocje słuchacza, by wspomnieć chociażby "Les Morts Dansant". Trzymający wysoki, stały poziom kolejnych wydawnictw. Dlaczego więc "Here Comes The Rain" stało się dla nich łabędzim śpiewem?

Zawsze polecam każdemu słuchanie artystów według dyskografii. Gdybym wcześniej nie znał Magnum, zapewne byłbym rozłożony na łopatki "Run Into the Shadows" - owszem, melodia i wokal Catleya są na najwyższym poziomie (i jest to zdecydowanie jeden z głównych atutów tego wydawnictwa, ale o tym za chwilę), jednak wiem, że piosenek w podobnej strukturze w katalogu zespołu znajdziemy na pewno ponad 10. Dlatego też pomimo całkiem dobrego brzmienia, nie chcę odgrzewanych kotletów.  

Niestety, jest to jeden z aspektów, który stanowi problem w przypadku wielu współczesnych "dinozaurów" w każdym gatunku - nie potrafią się przestawić z bezpiecznej niszy, w której stworzyli sobie komfortowe warunki, na próbę urozmaicenia brzmienia, choćby nagrania i jednego utworu w zupełnie odmiennym dla siebie stylu - chlubnym wyjątkiem jest tutaj Uriah Heep, którzy od grania hard/progressive rocka, na ostatnich wydawnictwach przestawili się na full heavy metalowe dźwięki i wyszli na tym naprawdę znakomicie. Catley i spółka wydali po prostu kolejny album Magnum.

I choć odnajdziemy tu wszystkie elementy tak specyficzne dla ich stylu, mocne, podszyte progresywnym sznytem klawisze, świetną perkusję (Lee Morris zdaje się mieć tutaj swoją życiówkę), piękne melodie, tak niestety nie opuszcza nas wrażenie, że to wszystko już kiedyś było. I zdawać by się mogło, że w jaki sposób jest to zarzut, przecież robią to, w czym są najlepsi, jednak czy to wystarczy po 52 latach na scenie? Cóż, patrząc na casus AC/DC...

Jeśli idzie o samą zawartość albumu, 10 kawałków zamkniętych w 50 min, najdłuższy nieco ponad 6 min. Wydawało by się - szybki, zgrabny album. I kiedy Clarkin nie próbuje stać się kolejnym Iommim, zasypując nas swoimi solówkami, wtedy faktycznie kolejne utwory są jak dobrze wymierzone ciosy. Tutaj należy podkreślić, że wybór "Blue Tango" na singiel był świetnym krokiem - czuć, że zespół świetnie się bawił nagrywając go, odchodząc od klasycznych dla nich balladowych, molowych brzmień w stronę czystego hard rocka z powerowymi zaśpiewami w zwrotkach. Naprawdę może się to podobać, zdecydowanie sposób prowadzenia linii melodycznej przez gitarę potrafi zapaść tutaj w pamięć. A bridge po drugim refrenie, idealnie wprowadza w świetne solo Bentona.

Niestety, jak wspominałem, kiedy słucha się "The Day He Lied" czy "Here Comes The Rain" mamy do czynienia z Magnum typowym wręcz do porzygu, najgorsze jest to, że nawet linia wokalna jest prowadzona w dokładnie taki sam sposób - spokojne, wręcz usypiające zwrotki - energiczny refren - coda - refren. Rzadkie odstępstwa od tej normy nie dają poczuć, że nie jest to jedynie odcinanie kuponów i album nagrany najmniejszym nakładem sił i środków. Niestety, w tym kontekście pozostaje jedynie parsknięcie śmiechem, czytając wywiad z gitarzystą, który stwierdza, że nie narzucał swojej wizji. Jeśli jednak chodzi o wspomniane odstępstwa - w głównej mierze są one oparte o wykorzystanie instrumentów nietypowych dla zespołu, jak saksofon w "The Seventh Darkness" (singiel nr 2), gdzie brzmi on po prostu świeżo i lśni na tle reszty utworu. Można również wziąć pod uwagę "Borderline" - brzmi to jak dosłowny odrzut z sesji, innego projektu, nigdy nie zdarzyło mi się słyszeć, żeby Morris prowadził linię perkusji w ten sposób, oczekiwałem wręcz, że będzie to ukryta kolaboracja z Run D.M.C. czy innym hip hopowym składem.

7 stycznia zmarł Tony Clarkin, który był założycielem i głównym kompozytorem Magnum. Zespół nie podał jeszcze informacji, jak dalej mają się potoczyć ich losy. Z mojej perspektywy, to dobry moment, aby postawić ostatnią kropkę w tej historii. 23 album nie zdefiniował koła na nowo, a wręcz wskazał, że dętka niestety mocno wypuszcza powietrze a felga jest już zardzewiała i pokrzywiona.

MXp Rating: RYM: 2.5/5 AOTY 50/100

Komentarze