Avantasia - Moonglow (2019)

Pisanie o rozczarowaniu było by dużą przesadą. Jednak album ewidentnie nie spełnił pokładanych nadziei w stu procentach.


A miało być tak pięknie - od momentu, gdy na kanał Avantasii wrzucony został pierwszy singiel, czyli "The Raven Child" byłem naprawdę oczarowany. Znów wracaliśmy do epickości "Scarecrow'a", która przez te 11 lat dzielące te dwa wydawnictwa zdawała się być nieco zatracona w próbach odnalezienia nowych rozwiązań w muzycznej formule. Sammet znów stanowił drugą stronę medalu i ostaję spokoju dla prawdziwej muzycznej ekstazy prezentowanej przez duet Lande/Kursch. Wszystko wskazywało, że dobór gości pozwoli na stworzenie kolejnej wspaniałej epopei. W ostatecznym rozrachunku okazało się, że pojawią się tylko trzej nowi wykonawcy w stosunku do poprzedniego wydawnictwa, co po raz pierwszy zachwiało nieco moją wiarą w sukces tego projektu.


Drugim ciosem okazał się być utwór z nowo zaproszoną Candice Night. Z jednej strony, jest to piękna power metalowa ballada, z odpowiednią dozą epickości i energii, z drugiej Candice nie wpasowuje się do końca w klimat uniwersum kreowanego przez Avantasię i nie umiem się dobrze bawić słuchając jej zwrotek. Ponadto sam utwór ma ten paskudny klimat euro-power-metalu, gdzie naprawdę brakuje tylko i wyłącznie syntezatora, żeby dopełnić granic żenady.

Tak więc na wstępie byłem rozdarty - z jednej strony JORN LANDE, z drugiej żenada pod postacią utworu z nową wokalistką. Czyli warto postawić na sprawdzone nazwiska i nie urozmaicać krążka? Tu jednak na scenę z kolei wkracza Hansi... Wrócimy jeszcze do tematu.

Początek płyty nastraja jednak optymistycznie - dwie mega-ballady, "Ghost In The Moon", który z całą pewnością 15 lat przebywania na scenie przedziera się przez całą historię tego kolektywu, przemycając wiele znaków rozpoznawczych jako solowy popis Tobiasa, oraz największy konkurent do miana najlepszego na płycie kolektywnego utworu dla "Raven Child" czyli "Book Of Shallows". Ciężko nie odnieść wrażenia, że naprawdę zasługujemy na płytę duetu Atkins/Lande, których teraz powinien wspierać również Kursch. Nie możemy zapominać o wspaniałym wejściu Petrozziego z Kreatora, który wprowadził doskonałe zróżnicowanie i zaskoczył jak najbardziej pozytywnie grając po prostu jak w macierzystej kapeli.

Na największą uwagę, oprócz klasycznie wieloosobowych utworów, zasługują również dwie małe ballady napisane przez Sammeta z Atkinsem oraz Tate'm. Są to kolejne małe arcydzieła, pokazujące najlepsze elementy stylu obydwu panów, najbardziej wyraziście prezentowane dotychczas w ich macierzystych kapelach. Jest to kolejny element tego wydawnictwa - Sammet mam wrażenie pozwolił swoim gościom na pełną indywidualność w sposobie dopasowania się do poszczególnych utworów, a śmiem nawet podejrzewać, na współudział w kreowaniu całości strony technicznej, z brzmieniem włącznie.

Kolejne przesłuchania szczęśliwie pozwalają docenić kunszt poszczególnych gości, co niestety nie jest tak oczywiste na pierwszy "rzut uchem". "Lavender" z Catleyem to kolejny doskonały duet w tej kombinacji, pomimo ewidentnie euro-metalowej otoczki. Również "Starlight" z Atkinsem to w ostatecznym rozrachunku kawał mocarnego power metalu w stylu ewidentnie inspirowanym grą Pretty Maids. Cóż, dwa ostatnie utwory na płycie jednak lepiej pominąć milczeniem, o ile nie jesteś fanem oryginału albo mangi (czy konkretniej brzemienia muzyki w tych dziełach japońskiej animacji).

Pod teledyskiem z "The Raven Child" napisałem komentarz, w którym stwierdziłem, że każda premiera płytowa w roku 2019 z kręgu power metalu będzie dla mnie odnoszona wobec dokonań Tobiasa i spółki. I choć nie jest to płyta idealna, a wręcz do ideału jej daleko, nadal jest to naprawdę interesujący i doskonale nagrany krążek, eksponujący najlepsze indywidualne cechy zaproszonych gości i stanowiący świetne zaproszenie do bliższego poznania w macierzystych kapelach. I mam wrażenie, że taki też był zamysł Tobiasa - po prostu stworzyć wielkie przedstawienie z największymi reprezentantami sceny, takie małe muzyczne G20. I po raz kolejny po prostu nie zawiódł.



Ocena: 3.33/5

Komentarze