Leaves' Eyes - Sign Of The Dragonhead (2018)

W metalu gotyckim i symfonicznym długo nie udawało mi się natrafić na grupę, która swoją grą nawiązywała by w większym stopniu do niezaprzeczalnych klasyków gatunku jakim można nazwać Nightwish. Czy występujący pod tą etykietą Leaves' Eyes będzie w stanie zmienić ten stan rzeczy?

Leaves' Eyes to założona w 2013 roku w niemieckim Ludwigsburgu i norweskim Stavangerze symfoniczno-gotycka grupa metalowa pod przewodnictwem założycielki i głównej wokalistki Liv Kristine. Zespół był mi dotychczas nieznany, jednak zetknąłem się z ich założycielką przy okazji przesłuchiwania jej solowego albumu "Vervain" z 2014. Nie wzbudził on u mnie szczególnie ciepłych uczuć, jednak posiadał parę ciekawych momentów jak utwór "Stronghold Of Angels" nagrany wspólnie z heavy metalową divą, Doro Persch.

Od tego momentu minęły 4 lata, moje muzyczne gusta dojrzewały i ewoluowały, więc z biegiem czasu moje zainteresowanie klimatami symfonicznego i gotyckiego metalu osłabło, szczególnie, że w zalewie nowej muzyki żaden z zespołów nie potrafił przedstawić sensownej wizji tego gatunku.Jednakże w tym roku nastąpił silny atak metalowego świata na listy przebojów i już w lutym mamy prawdziwe zatrzęsienie ofert zespołów praktycznie z każdego podgatunku, poczynając od power aż na black kończąc. Jako, że staram się nie pomijać żadnego wydawnictwa z tego gatunku tak z chęcią położyłem rękę na najnowszym dziele norwesko-niemieckiego kolektywu. Gdy tylko dowiedziałem się, że zespół ten został założony przez Liv powróciłem do "Vervain", aby przygotować się na spotkanie z grupą i mieć jakiekolwiek podstawy do krytyki. Jednak naprawdę ciężko przyrównywać do siebie te dwa krążki.

Leaves' Eyes proponują, wydawało by się, standardowy zestaw gotycki - wokalistka operowa plus growlujący gitarzysta Krull. Czyli znów powracamy do standardów i nie należy się spodziewać szczególnych zaskoczeń, przecież ta forma została już przećwiczona na tysiące sposób, zarówno przez Nightwish (choć dopiero na późniejszym etapie swojego istnienia, wraz z wydaniem płyty "Once") jak i chociażby Within Temptation, jednego z prekursorów całego gatunku (jeśli mówimy o zestawie wokalistka operowa/growl). Nie można zaprezentować świeżego podejścia, bo wszystko już było.

Podczas nagrywania "Sign Of The Dragonhead"
W tym momencie na scenę wchodzi Leaves' Eyes, cali na "biało" i mówią "A Nam się to uda". I wypuszczają jedną z najmocniejszych płyt tego roku. Mogę to stwierdzić już na tym etapie tej recenzji, gdyż później ciężko mi będzie i tak udawać, że mam jakieś poważne zarzuty wobec tego krążka. Zdecydowanym atutem już na wstępie staje się różnorodność - poczynając od epickiego, 8 minutowego eposu pod postacią "Waves Of Euphoria", na podszytym irlandzkim klimatem "Riders Of The Wind" kończąc. Specjalnością zespołu okazuje się mieszanie delikatności śpiewu Liv z ciężarem podkładów. Wszystko woła o wspomnienie Nightwisha z czasów Tarji Turunen - i nie jest to bynajmniej zarzut.

Tutaj płynnie przechodzimy do najjaśniejszego punktu tego wydawnictwa, Gdy naprawdę ciężko coś zarzucić warstwie muzycznej (choć i takowe elementy się znajdą, ale o tym za chwilę) Liv Kristine pokazuje na tym krążku, że nie boi się stanąć w szranki z największymi w branży i swoim głosem zabiera Nas w epicką podróż poprzez ciemne norweskie ostępy, zahaczając czasem o ogniska, przy których grzeją się blackmetalowcy i tańcząc przy dźwiękach folkowych instrumentów. Jej wokal zawsze pozostaje jednak silny i ukierunkowany na zapewnienie słuchaczowi jak najpełniejszych doznań. Choć ciężko tutaj wskazać utwory szczególnie przebojowe, wybijające się na pierwszy plan, tak jest to związane w głównej mierze z warstwą instrumentalną, gdyż wokalistka w każdym momencie zdaje się dawać z siebie wszystko.

Liv Kristine
Na pierwszy rzut ucha płyta nie porywa kompozycyjnie. Wykorzystuje wszystkie klasyczne patenty i elementy przejść stosowane w gatunku od jego początków. Warto jednak zadać sobie pytanie - czy jest to faktycznie minus? Czy płyta, która nie stara się przecierać nowych szlaków w gatunku, a jedynie stanowić jego godnego reprezentanta nie zasługuje na uwagę? Polemizując z tą tezą, warto w przypadku tego wydawnictwa zwrócić uwagę przede wszystkim na zróżnicowane podejście do kreowania poszczególnych utworów. Z jednej strony mamy utwory klasycznie gotycko-mroczne i symfonicznie podniosłe. Z drugiej zespół nie obawia się silnych flirtów z norweską sceną cięższych brzmień - folkowe instrumenty z jednej strony, z drugiej podkłady o black metalowym zacięciu. I choć wydaje się, że przecież można tak wnioskować w przypadku każdego zespołu z growlowanymi elementami, tutaj cala struktura utworów wskazuje na pewne związki z braćmi z pentagramu.

Niestety, wbrew temu co pisałem w pierwszym akapicie, płyta nie jest idealna. Wspominałem równocześnie, że związane jest to głównie z podkładami. I tak jest w 90% przypadków - niestety, "Sign Of The Dragonhead" posiada wybitnie denerwujący, popowo brzmiący refren. "Riders Of The Wind" stara się ugryźć folkowe korzenie z poziomu bliskiego Finntroll, jednak w ostatecznym rozrachunku okazuje się paskudnym popowo-folkowym hymnem. Jedna z najsilniejszych prób stania się drugą Tarją, czyli "Fairer Than The Sun" jest niestety porażką, której nie ratuje nawet ciekawie zaaranżowana linia perkusyjna. W przypadku instrumentalnego "Rulers Of Wind And Waves" po raz kolejny mamy do czynienia z folkiem, przeplatanym momentami blackowego mroku, jednak brakuje tam jakiś bardziej intensywnych momentów. W "Beowulfie" natomiast kuleje perkusja przywodząca na myśl dokonania DragonForce.

Summa summarum jednak mamy do czynienia ze świeżym spojrzeniem na starą szkołę. Nie jest to płyta, którą postawił bym na równi z największymi dokonaniami Nightwish, jednak jako reprezentant lekko zapomnianego już współcześnie gatunku, jest w ścisłej czołówce.

Ocena: 3.07/5

Komentarze