Prosto Z Głośnika #5

Witam w kolejnym odcinku Prosto Z Głośnika, czyli spotkaniu z pięcioma albumami przesłuchanymi przeze mnie w ostatnim czasie w krótkich recenzjach. Dziś poznamy nieco psychodelicznych brzmień, jeden z wykonawców mocno Nas zaskoczy, a niektórzy będą próbować przekonać Nas do siebie ponownie. Czy im się to uda? Przekonajmy się.
***
2005 - Paradise Lost - Paradise Lost
Tę płytę zdecydowanie można określić mianem płyty dwojga obliczy - z jednej strony to najbardziej klasycznie, gotycko brzmiąca płyta od czasów "Gothic", z drugiej jednocześnie nie stanowi w dyskografii grupy żadnego zaskoczenia, a tym bardziej odkrycia. Z początku sądziłem, że będzie to naprawdę bardzo dobry album, przywracający wiarę że klasyczne rozwiązania są najlepsze, jednak z biegiem kolejnych utworów mój zapał osłabł, do poziomu, na szczęście, płyty przeciętnej. Jest tutaj wiele z klasycznego gotycko-rockowego PL ("Don't Belong"), co nieco brzmień industrialnych z kuźni Fear Factory (zwrócćie uwagę na te podwójnie akcentowane wokale), jest też sporo odwołań do okresu deathowo-doomowego w historii grupy. Brak jednak utworów prawdziwie zapadających w pamięć, ponadto wiele z utworów zdaje się być stworzonymi do grania w radiostacjach. Powoduje to spory dysonans poznawczy w zetknięciu z utworami lepszymi, odwołującymi się brzmieniem do złotych singli zespołu. W ostatecznym rozrachunku płyta pozwala na przyjemne spędzenie czasu, jednak brakuje jej nieco do największych dokonań zespołu z "One Second" na czele.
Ocena: 2.92/5
***
2007 - Kid Rock - Rock 'N' Roll Jesus
Tak naprawdę aż wstyd umieszczać tę płytę w czołówce listy "southern rock". To przecież jeden z najbardziej żenujących, kreujących się na ikonę nie posiadając ku temu żadnych podstaw, artystów nowego pokolenia w USA. Cóż jednak poradzić, gdy na tej płycie potrafił połączyć brzmienie południa z własnym stylem w sposób niepodważalanie doskonały? Gdy każdy utwór brzmi, jak gdyby pochodził z płyty "the best of" i pokazuje Kid Rocka jako artystę wielowymiarowego, poruszającego się z niebywałą lekkością zarówno w utworach wywodzących się z jego początkowej kariery (rap-rock) poprzez dobre, southernowe ballady ("cover" Lynyrd Skynyrd) i klasycznie podane country, na którego samozwańczego króla się kreuje. Patrząc poprzez pryzmat jego poprzednich płyt, które głównie należało by pominąć milczeniem, jest to prawdziwy diament w jego dyskografii i niestety obawiam się, jednorazowy wyczyn. Jednak jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia.
Ocena: 4.17/5
***
2010 - Vince Neil - Tattoos & Tequila
Były członek Motley Crue niestety nie ustrzegł się przed największą zmorą zespołów grających w XXI w. klasyczne hard n' heavy - sztampowością i brakiem pomysłu na siebie. Płyta wydana po 15-letniej przerwie (!) stanowi najsłabsze dzieło w jego krótkiej dyskografii. Prymitywne teksty, proste, lakoniczne melodie nie pozwalają pozostać przy tej niej na dłużej. A zapowiadało się całkiem inaczej, gdyż tytułowy "Tattoos & Tequila" to naprawdę mocne otwarcie, zwarte i uderzające energią od pierwszych sekund. Niestety potem wpadamy w prawdziwy szlam, utwory się dłużą, wersy o seksie i pieniądzach przypominają bohatera recenzji wyżej, a gra gitar wypada blado i nieciekawie, powielając dobrze znane melodie i struktury. Dopiero końcówka pod postacią "Another Piece Of Meat" podnosi delikatnie poziom. Nieco lepiej jest w sekcji coverów, gdzie świetnie wypada "Who Will Stop The Rain", nieco gorzej niestety hard rockowa odmiana "Viva Las Vegas" Presleya. Wartą podkreślenia jest natomiast całkiem mocna forma wokalisty. 15 lat a pod tym względem nadal świetnie.
Ocena: 1.25/5
***
2003 - Radiohead - Hail To The Thief
Z płytami Radiohead zawsze mam problem gdy przychodzi do pisania kolejnych recenzji, gdyż wieczne pianie kolejnych peanów na ich cześć mija się zasadniczo z celem rzetelnego recenzowania. Ciężko jednak polemizować z faktem, że Radiohead jest zespołem o niesamowicie równej dyskografii, a stwierdzenie tego przeze mnie, swego czasu zagorzałego przeciwnika i demaskatora fałszywego ubóstwiania tego zespołu przez "zaślepiony" tłum fanów, świadczy tylko o ich potędze na muzycznym rynku. Ten krążek to powrót na tory wytoczone na "The Bends" z elementami późniejszego "Amnesiac" - sporo klasycznie brzmiących fragmentów alternatywnych przeplecionych gdzieniegdzie wstawkami elektronicznymi. Czyli elementy, które od zawsze kreowały brzmienie i podkreślały historie pisane niesamowitym wokalem Toma Yorke'a. Naprawdę, niewielu jest wokalistów, którzy potrafią przeniknąć słuchacza tak wyważonym, wręcz momentami usypiającym śpiewem. Tutaj również zaświadcza on o niesamowitym przekazie tego wydawnictwa i kolejnym kamieniu milowym wytyczonym przez zespół. Warto również zwrócić uwagę, że każde kolejne dzieło, jakkolwiek różne od poprzedniego, utrzymuje niesamowity, nieosiągalnie wysoki poziom, pomimo ciągłych zmian i eksperymentów z brzmieniem. Tutaj jednak nie ustrzegli się błędu - "The Gloaming" przytłacza łamanym rytmem i brakiem konceptu brzmieniowego, czego nie dało się uratować nawet wokalnie. Cóż, i najlepsi miewają potknięcia.
Ocena: 4.64/5
***
1990 (2005 Remaster) - Flaming Lips - In A Priest Driven Ambulance
FL po raz kolejny utwierdzają słuchacza w przekonaniu, że nigdy nie będzie im dane zagrzać miejsca na listach przebojów muzyki popularnej. Powiedzieć o tej płycie, że jest "trudna" w odbiorze, to jak stwierdzić o ciekłym azocie że "lekko chłodzi". Czego tu nie ma - alternatywa, progresja, psychodelia, rock, pop, grunge. A pomimo tak mało zunifikowanej mieszanki, jest ona wyjątkowo dobrze przyswajalna przez słuchacza. Warto jednak wspomnieć o przystępności tego krążka - jest jej jak na lekarstwo. To płyta dla ludzi osłuchanych z Soundgarden, Joy Division i zespołami w typie Locust. Ciężkostrawne, zintensyfikowane do granic możliwości brzmienia, często łamane tempa i melodia, a przede wszystkim off'owy wokal, stanowią zarówno o sile jak i słabości tego wydawnictwa. Jeśli jesteś fanem psychodeliki spod znaku Joy Division i nie straszna Ci wysublimowana kakafonia, jak często można określić szerokie partie poszczególnych utworów, odnajdziesz się przy tej płycie doskonale. Jeśli jednak poszukujesz klasycznych brzmień o jasno ukierunkowanym rozwoju i opierających się o standardy - raczej wymiękniesz.
Ocena: 4.33/5

Komentarze